Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach | Dennis Covington

" Wierzę w branie węży do rąk! - krzyknął,
gdy pieśń dobiegła końca."


Chwaląc Jezusa, piją strychninę, biorą do rąk jadowite węże, mówią językami. Wielokrotnie ukąszeni, często ze skutkiem śmiertelnym. Kim są "ludzie od węży", za którymi jeździł po Appalachach Dennis Covington, aby w rezultacie wstąpić do ich hermetycznego kościoła? Kościoła Jezusowego ze Znakami. Kościoła wężowników. Ekstatyczne modlitwy, śpiew i muzyka, a przy tym spojrzenia w stronę klatek z grzechotnikiem trzcinowym, mokasynem miedziogłowcem, czy kobrą. Nigdy wcześniej podczas czytania żadnego reportażu nie czułam, że jestem tak blisko opisanych w nim wydarzeń. Jakbym stała w drzwiach kościoła i patrzyła na szaleńców przekazujących sobie węże z rąk do rąk, w modlitewnym transie, bez lęku o konsekwencje, bo przecież tam działa Duch Święty.

"Trudno określić, czego właściwie oczekujesz, wybierając się na nabożeństwo (...) Z jednej strony chcesz, żeby gady wyjęto ze skrzynek, z drugiej nie chcesz". Do "wężowników" zaprowadził go proces w Scottsboro, gdzie Glenn Summerford, szanowany kapłan jednej ze wspólnot (swoją drogą, działających już od lat 20. XX wieku) został oskarżony o usiłowanie zabójstwa własnej żony, która za jego sprawą była wielokrotnie kąsana przez węże. Wkrótce jednak zawodowe zainteresowanie Dennisa Covingtona przeniosło się na grunt prywatny. Nie tylko zaczął aktywnie uczestniczyć w nabożeństwach z wężami, zabierając na nie rodzinę, ale również odnalazł w swoim drzewie genealogicznym osoby, które kultywowały tę niebezpieczną i dość niezrozumiałą praktykę religijną.

Żywe opisy niesamowitych (i groźnych) nabożeństw, zwieńczanych braniem do rąk węży, historie ukąszeń, jak i świadectwo samego autora to zdecydowanie wyróżnia Zbawienie na Sand Mountain wśród innych reportaży o amerykańskich wspólnotach religijnych. Jednak osobiste zaangażowanie Covingtona sprawiło, że cała książka stała się głównie barwną relacją pełną dialogów i szczegółowych opisów scen z kościoła. Na niektórych czytelnikach może to zrobić spore wrażenie, innych raczej zniechęci zbyt fabularny styl. W pewnym momencie ja sama czułam przesyt szczegółowo opisywanymi nabożeństwami, które nie wnosiły już nic do tematu. Chętnie poznałabym stanowiska różnych wężowników (wciąż nie rozumiem, po co im picie strychniny), a nie tylko ślepo zapatrzonych kaznodziejów oraz zaangażowanego autora, którego do dalszego praktykowania zniechęciła najwyraźniej wyłącznie postawa jednego z braci kościoła, nie zaś sama idea narażania siebie oraz innych na uszczerbek na zdrowiu podczas obcowania z wężami.

*ciekawostka: o kościele wężowników
Sharon Bolton napisała fantastyczny thriller pt. Blizna

***
Covington Dennis, Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach, tłum. Bartosz Hlebowicz, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016, s. 200.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze