Ogród konających dusz | Dominik Łuszczyński

"Właśnie wtedy, jednej z kolejnych nocy
spędzanych w Nicości, poznał osobę,
która stała się jego wspólnikiem na drodze
do poznania tajemnic świata."

"Jeżeli światłość była cudem stworzenia (...) Czymże jest ciemność, jako nie jej domem?" Przecieram oczy i zbieram myśli. Już teraz jestem pewna, że nie napiszę o Ogrodzie tego, co powinnam. Nie oddam należycie jego kunsztu, misterności, nie opiszę odpowiednio zdumienia i dreszczy, które pojawiły się, kiedy czytałam ostatnie strony. Ogród konających dusz to lektura naprawdę niezwykła, szczególnie zważywszy na czasy, w jakich powstała. To współczesna powieść grozy, utrzymana jednak w stylu gotyckiego horroru i opowieści niesamowitych, przywodząca na myśl dzieła takich klasyków jak Edgar Allan Poe, czy Algernon Blackwood. Literatura, w którą trzeba wsiąknąć, zgrać się z jej rytmem, może nawet... przyzwyczaić do specyficznego, nieco starodawnego stylu (w końcu rzecz dzieje się na przełomie XIX i XX wieku). Wtedy roztoczy przed Wami wszystkie swoje walory. Wyjątkowo niepokojąca, smutna, tragiczna, ale i na swój sposób piękna historia szaleńczego dążenia do realizacji marzeń, do przekroczenia granic poznania, odkrycia tajemnicy śmierci, ale i do znalezienia kogoś, kto podzieli mroczne pasje, stając się towarzyszem ziemskiej podróży. Zachwyca, przestrasza, czaruje barwnymi opisami, ale i angażuje czytelnika do samodzielnego sprawdzania szczegółów, bowiem wiele z miejsc i dzieł, o których wspomina Autor nie są czystą fikcją (na przykład paryskie kluby Cabaret du Néant oraz Cabaret l’Enfer rzeczywiście istniały), nawet jeśli wydają się wytworem pisarskiej wyobraźni.


Jest rok 1903. Marold Zinzendorf, młody Austriak żywo zainteresowany tematyką funeralną i tanatologiczną, spotyka na swojej drodze równego sobie towarzysza nocnych rozmów na tematy, które innym mogłyby wydawać się zbyt makabryczne. Ów pasjonat, starszy od niego Anglik Mordecai Hext, pewnego wieczoru proponuje Maroldowi uczestnictwo w tajemniczym eksperymencie, który mógłby rozwiać ich wątpliwości co do przekraczania granic świata fizycznego. Kilka lat wcześniej podczas wielkiej wystawy światowej Exposition Universelle berliński architekt Karsten Walkenhorst postanawia pomóc spotkanemu tam ekscentrycznemu naukowcowi przy doskonaleniu jego wynalazku pewnej intrygującej maszyny o zupełnie niejasnym dla Karstena celu działania.

Niepowtarzalny klimat nocnych spotkań, stary antykwariat z urojeń sennych, angielskie domostwo spowite mrokiem. Zatrważające malarstwo i niepokojąca poezja, świdrujący kolor absyntu, groza maszyny, której wynalazca najpewniej postradał zmysły. Do przesyconej przestrachem i niepewnością atmosfery oraz kwiecistych opisów dochodzą charyzmatyczni bohaterowie, ich lęki, pragnienia, tragedie, jakie skrywają. Ogród konających dusz to dzieło godne mistrzów gatunku i aż trudno uwierzyć, że wyszło spod pióra współczesnego polskiego pisarza. Dominik Łuszczyński już w zbiorze opowiadań Chorały z pogranicza czasu pokazał, że nieobce są mu podobne formy, filozoficzne wynurzenia, barwna sceneria opowieści. Z kolei zakończenie Ogrodu pozostawiło mnie w zupełnym zachwycie, ale i rozdarciu (cóż, zakończenie, moim skromnym zdaniem, to mistrzostwo świata!). Nie żartowałam, pisząc, że przeszły mnie dreszcze. Straszne, poruszające, dające do myślenia. W tych czasach to naprawdę unikalna literatura.

***
Łuszczyński Dominik, Ogród konających dusz, Wydawnictwo Dom Hororu, Wrocław 2021, s. 369.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze