Dreamland. Opiatowa epidemia w USA | Sam Quinones

 "Za tabletki można było kupić wszystko
płyty DVD, lodówki, wizyty u dentysty (...)."

Zaczęło się z pozoru niewinnie od leczenia bólu. Sam Quinones w doskonale reporterskim stylu prowadzi nas przez opiatową historię Ameryki. Od sprytnie rozreklamowanych środków, których nie mogło zabraknąć w podręcznej apteczce każdej pani domu (typu Valium), pękających w szwach gabinetów lekarskich, z których każdy mógł wyjść z receptą na wybrane środki przeciwbólowe, klinik leczenia bólu ("fabryki prochów"), po przemytniczy świat zwykłych chłopaków z Meksyku (chłopaki z Xalisco), rozwożących samochodami heroinę ("czarną smołę") w balonikach. Historie w Dreamland przeplatają się jak w kalejdoskopie, zmyślnie roztaczając przed czytelnikiem atmosferę, jaka panowała w latach 80-tych i 90-tych w USA, jak i zmierzając do ukazania okrutnych statystyk przedawkowań.

Jako punkt odniesienia Sam Quinones obrał świetnie prosperującą, tętniącą życiem pływalnię w Ohio w Portsmouth tytułowe Dreamland, które z biegiem lat stało się smutnym symbolem amerykańskiego upadku. To, co z początku nie wzbudzało niepokoju, przerodziło się w falę uzależnień wśród młodych ludzi. Środki farmakologiczne (wszelkie opiaty, a szczególnie słynny lek OxyContin) przepisywane przez lekarzy miały tylko... koić ból. Ich silnie uzależniające właściwości, zapotrzebowanie na coraz większe dawki idące w parze z coraz dłuższymi kolejkami do przychodni lekarskich, sprawiły, że koncerny farmaceutyczne rosły w siłę, podobnie jak sąsiedzki handel lekami, czy wreszcie heroiną. Narkotyczny biznes kwitł. W latach 90-tych wielu Amerykanów zostawało przedstawicielami firm farmaceutycznych, a lekarze przepisywali te same leki w tych samych dawkach, niezależnie od dolegliwości chorego.

Nie zdawałam sobie sprawy, że temat opiatów może mnie tak wciągnąć (choć i dość przerazić). Autor przedstawił problem z wielu perspektyw, przenikając rozmaite środowiska. Jednak mimo że dowiedziałam się rzeczy, o których nie miałam pojęcia, co poszerzyło moją wiedzę o sytuacji w USA (czy o przemyśle farmaceutycznym w ogóle), to momentami miałam wrażenie, że książka jest trochę przegadana, a niektóre snujące się opowieści zaczynały mnie pod koniec męczyć, choć było to raczej moje osobiste zmęczenie tematem, niekoniecznie zaś spadek formy autora. Dreamland otwiera oczy i warto przyjrzeć się całej historii, ponieważ jest ona wciąż zatrważająco aktualna.

***
Quinones Sam, Dreamland. Opiatowa epidemia w USA, tłum. Jan Dzierzgowski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016, s. 520.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze