Kobieta w czerni. Rączka | Susan Hill


"Z jakiegoś niezrozumiałego powodu
zapragnąłem tu wrócić w pełnym świetle dnia,
aby dojrzeć wszystko, wykryć, co schowane,
odsłonić, co ukryte."


Do niedawna byłam przekonana, że czytałam Kobietę w czerni. Zamieszanie w tym względzie narobiła jej ekranizacja z 2012 roku (która nie przypadła mi do gustu), gdzie w roli głównej wystąpił Daniel Radcliffe znany z Harry'ego Pottera. Znałam zatem całą historię z filmu. Jednak dopiero, gdy pojawiło się nowe wydanie książki, połączone z innym opowiadaniem Susan Hill — Rączką, zdałam sobie sprawę, że wcale nie miałam styczności z literackim oryginałem. Szkoda byłoby nie poznać (szczególnie, jeśli jest się fanem horroru) tych dwóch historii o duchach. Kobieta w czerni może chyba śmiało wpisać się w kanon klasycznej literatury grozy (Hill po raz pierwszy wydała ją w 1983 roku), Rączka zaś to już nowszy utwór (2010), chociaż utrzymany w starodawnym tonie. Oba są bardzo interesujące, przesiąknięte atmosferą cichej grozy, poniekąd mroczne (Kobieta mroczniejsza). I choć Kobieta w czerni ma wszystko, co powinna posiadać klimatyczna opowieść o duchach, to Rączka, mimo przewidywalnego zakończenia i osadzenia w bardziej współczesnych ramach, urzekła mnie dużo bardziej. Ach, o Rączce to ja długo nie zapomnę!  
 
"W tej samej chwili poczułem w swej dłoni rączkę, która jednak nie spoczywała spokojnie, lecz mocno zacisnąwszy, ciągnęła mnie na skraj przepaści". Bohaterem Rączki — bo to od niej zacznę, jest antykwariusz, który na specjalne życzenia klientów zdobywa rzadko spotykane dzieła, białe kruki, niekiedy zmuszony udać się po nie w daleką podróż. Pewnego razu, zgubiwszy drogę do domu, trafia do starej posiadłości otoczonej zapuszczonym ogrodem, który musiał robić kiedyś wielkie wrażenie. To tam po raz pierwszy czuje, jak w jego dłoń wślizguje się mała (dziecięca?)... niewidzialna rączka. Zafascynowany niezwykłym doświadczeniem, wkrótce przekona się, że niewinne zjawisko, może okazać się czymś zgoła groźnym.


Z kolei bohater Kobiety w czerni, opowieści osadzonej w mocno gotyckim klimacie, to stary adwokat, który wspomina historię sprzed lat, kiedy to oko w oko stanął z wydarzeniami mrożącymi krew w żyłach. Jeszcze jako młodzieniec, na polecenie swojego przełożonego, udał się do tajemniczego domostwa, aby uporządkować sprawy zmarłej niedawno Alice Drablow. Miejsce, w którym mieszkała kobieta jest niezwykłe, choćby dlatego, że można dostać się do niego (jak i z niego wydostać) tylko wtedy, gdy opadają wody przypływu. Kiedy wokół zbiera się mgła, ucieczka z posiadłości jest już niemożliwa. Okazuje się, że domostwo wzbudza nieszczególnie pozytywne odczucia u okolicznych mieszkańców, jednak nasz bohater musi zmierzyć się z jego tajemnicą, mimo grozy, jaka czeka go na miejscu, a którą zwiastuje dostrzeżona na pogrzebie pani Drablow — nieznajoma kobieta w czerni.

O duchach, opuszczonych domostwach, tajemnicach, które przyciągają, choć napawają lękiem. Susan Hill wie, w jaki sposób ująć swojego czytelnika. Doskonale wyważone, nieprzekombinowane, w prawdziwie klasycznym stylu. Mi czytało się je z wielką przyjemnością — na równi obie historie, przypominając, za  co uwielbiam dawną literaturę grozy i że powinnam nadrobić dzieła jej klasycznych mistrzów.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:

a także: Wyzwania czytelniczego 2020/2021 na Przestrzeniach tekstu  
(kategoria: książka o duchach) 
 

***
Hill Susan, Kobieta w czerni. Rączka,
tłum. Jerzy Łoziński, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2021, s. 344 (u mnie ebook).

Zajrzyj również tu:

0 komentarze