Białe morze | Roy Jacobsen

"... i po raz pierwszy pozwoliła,
by dotarła do niej przytłaczająca świadomość,
że istnieje też inna wyspa."


Zastanawiałam się, czy znajdę w Białym morzu wszystko to, co tak bardzo zachwyciło mnie w Niewidzialnych. Bałam się opuszczenia wyspy, obawiałam zerwania tej (niemal pajęczej) nici, która spajała najdrobniejsze zdarzenia (nie było ich w Niewidzialnych w końcu zbyt wiele), choć wiedziałam już, że kluczem do piękna i niezwykłości historii z Barrøy jest nie tyle fabuła, co styl Roya Jacobsena. Dlatego z ufnością zanurzyłam się ponownie w ten surowy wyspiarski klimat, z ulgą napotykając na drodze znajomą bohaterkę, te same przestrzenie, wciąż jednak poszukując czegoś, co niewidzialne. Białe morze nie przyniosło mi tego, na co liczyłam.

Tak cudowna i nienachalna poetyckość z Niewidzialnych tutaj stała się zbytnio dosłowna i odrobinę przerysowana, choć bynajmniej wydarzenia nie sprzyjały lirycznym opisom. Przy niektórych fragmentach (były to głównie zakończenia rozdziałów) wyrastał na mojej twarzy pobłażliwy uśmiech ("i położyła się razem z nim już na resztę życia"), choć tak naprawdę czułam, jak pęka mi serce. Już po kilkunastu stronach wiedziałam, że ta powieść Jacobsena nie porwie mnie tak jak poprzednia. Że raczej przeczytam ją, niż przeżyję. Jednak z tym nowym nastawieniem popłynęłam dalej i znalazłam w Białym morzu... dużo dobrego. To nadal piękna, nietuzinkowa proza, która ma w sobie coś, co chce się schwytać w dłonie i zatrzymać na zawsze. Ten wiatr, te morskie fale. Ta niepowtarzalna cisza.

I jeszcze ta poruszająca samotność. Na Barrøy zastajemy samą Ingrid. Trwa wojna. Morze wyrzuca na wyspę ciała żołnierzy z zatopionego statku. Barrøy ociera się o wojnę, przyjmuje obcych, ale nie traci na swojej integralności. Ingrid zaś musi zmierzyć się z nową rolą, jak i z uczuciem, którego być może nigdy jeszcze nie zaznała. Jak zwykle u Jacobsena, wszystko dzieje się gdzieś w środku. Nienazwane, choć przeczute. Imponuje mi siła Ingrid (w tej części staje się dojrzałą kobietą), choć jej zachowania nie do końca były dla mnie jasne, a wrażenie szaleństwa niebezpiecznie bliskie.

Mimo że z początku Białe morze nieco ostudziło moje uwielbienie dla prozy Jacobsena, to po przeczytaniu ostatniej linijki, wiem, że chcę więcej. Teraz już rozumiem, co oznacza tytuł trzeciej książki z cyklu o Barrøy Oczy z Rigela. Wiem i trochę nie mogę się już jej doczekać, chociaż przeczuwam, że lektura zajmie mi kolejny... rok (tyle dzieliło u mnie Niewidzialnych i Białe morze).

***  
Jacobsen Roy, Białe morze, tłum. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019, s. 263.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze