Amundsen. Ostatni wiking | Stephen R. Bown

"Oto więc dotarliśmy."

Wielki podróżnik i odkrywca. Marzyciel, który realizował wymierzone cele z niezwykłą determinacją. Najsłynniejszy badacz polarny na świecie przełomu XIX i XX wieku, chociaż współcześnie pojęcie o tym niezwykłym Norwegu często ogranicza się do świadomości, że był pierwszym zdobywcą bieguna południowego, czy po prostu... znanym polarnikiem. Cóż, wstyd przyznać, ale i ja wiedziałam o nim niewiele. Bardziej wtajemniczeni może kojarzą jego "wyścig" z Robertem F. Scottem, albo pionierski przelot nad biegunem północnym sterowcem zaprojektowanym przez Umberto Nobile. Dla wszystkich jednak książka Stephena R. Bowna powinna stać się fascynującym zderzeniem z historią człowieka o naprawdę niezmąconej pasji, ale i porywającą relacją z czasów wielkich odkryć. Podobnie jak Wyspa niebieskich lisów, Amundsen. Ostatni wiking to dzieło napisane z niewiarygodnym rozmachem, wciągające i trzymające w napięciu do ostatniej strony. Sama czytałam je w prawdziwie podniosłym nastroju, dlatego trudno mi zacząć pisać o nim nie inaczej niż w iście górnolotnym tonie — postać Amundsena aż się o to prosi. A równocześnie (jak to w przypadku wszystkich książek, które robią na mnie duże wrażenie) wciąż nie umiem znaleźć odpowiednio ważkich słów.

"Traktował swoje cele jako wyzwania fizyczne i umysłowe". Ponoć arogancki, choć może warto złożyć to na karb surowości człowieka Północy, a także silnej koncentracji na własnych marzeniach. Amundsen nie był typem romantycznego podróżnika. Jego pragmatyzm i racjonalne podejście do wypraw, a także pewnego rodzaju wyrachowanie (liczne wyjazdy na międzynarodowe wykłady, które mogłyby pomóc sfinansować mu kolejne podróże), wielokrotne balansowanie na granicy bankructwa, konflikt z bratem (o pieniądze), romanse z mężatkami, oscylowanie na arenie politycznej — to wszystko może nieco kładzie się cieniem na postać Amundsena, jednak zdecydowanie nie ujmuje mu zasług, ani nie czyni z niego bohatera negatywnego. Ba, to właśnie ten stanowczy, pewny siebie Norweg potrafi wzbudzić w czytelniku podziw i sympatię. Jego perfekcyjne przygotowanie do każdej eskapady, troska o załogę, sprawiedliwe osądy, wykorzystywanie rozmaitych technik przetrwania (również tych zaczerpniętych od tubylców; głównie Inuitów), stawianie sobie coraz to nowych wyzwań (nauka pilotażu samolotu, czy wyprawa sterowcem) rodzą respekt i uznanie wobec człowieka, który nie bał się tuż po wyruszeniu w morze zmienić celu podróży, albo wypłynąć jeszcze zanim wierzyciele odebraliby mu okręt.
 
Stephen R. Bown znakomicie przedstawił postać Roalda Amundsena na tle epoki, w zestawieniu ze znanymi postaciami (jak Cook, Nansen, czy wspomniany Nobile), jednak Amundsen. Ostatni wiking to przede wszystkim biografia człowieka czynu, samotnika i marzyciela, który przez całe życie szukał nieodkrytych jeszcze plam na mapie, starając się dokonać czegoś przełomowego, co nie udało się innym. Świetna lektura nie tylko dla pasjonatów historycznych odkryć, czy dalekich wypraw, ale dla każdego, kto chciałby zetknąć się z przykładami prawdziwej pasji oraz odważnego realizowania celów. Ja jestem zachwycona książkami Bowna i liczę, że w tym roku trafię jeszcze na wiele podobnie fascynujących tytułów.   

***

Bown Stephen R., Amundsen. Ostatni wiking
,
tłum. Krzysztof Cieślik, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018, s. 465.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze