Astronauci | Stanisław Lem

"Przyszła mi do głowy szaleńcza wątpliwość,
czy to naprawdę jest Arseniew, mój towarzysz,
człowiek?"


Fantastycznonaukowe powieści Stanisława Lema od dawna stanowiły dla mnie wyzwanie, którego ogromnie chciałam się podjąć, ale najczęściej brakowało mi odwagi. Podobał mi się Szpital Przemienienia (choć to realistyczna proza), w pamięci majaczyły Bajki robotów, czy Opowieści o pilocie Pirxie, jednak to Astronautów, pierwsze wydane dzieło Lema (ukazało się w 1951 roku), obrałam sobie za cel i czułam wielką ekscytację, kiedy nareszcie rozpoczęłam lekturę. Niesamowite to było doświadczenie, tym bardziej, że wcześniej nie znałam nawet zalążka fabuły. Wiedziałam również, że książka nie została entuzjastycznie odebrana przez miłośników futurystycznego dorobku Lema, przy tym jest mocno przesycona współczesną mu ideologią (w tamtych czasach nie dało się inaczej, aby książka doczekała się druku), jak i naukowo już nieaktualna (o tym wspomina również sam autor w przedmowie z... 1972 roku!). To jednak nadało jej w moich oczach swojego rodzaju romantycznego charakteru starego, wyświechtanego już science fiction, którego właśnie oczekiwałam. Chciałam niemal, by Astronauci trącili myszką, choć muszę przyznać, że podczas czytania nie czułam, że jest to tak posunięta w latach powieść — zwłaszcza przy opisach wyglądu obcej planety.

"Oto jeszcze jedna cecha podróży pozaziemskiej: między jej normalnym biegiem i najniebezpieczniejszą przygodą nie ma żadnych przejść". Po dość długim i enigmatycznym wstępie, kiedy to dowiadujemy się o tajemniczym meteorze (nazwanym później naukowo bolidem tunguskim), który spadł na Syberię w 1908 roku, a później o zaszyfrowanej w nim wiadomości — być może od mieszkańców innej planety, przechodzimy do właściwej "akcji". Rakieta Kosmokrator, z gronem naukowców oraz pilotem (narratorem) na pokładzie, wyrusza w podróż międzyplanetarną na Wenerę, skąd pochodził tajemniczy przekaz. Badanie planety niesie za sobą niezwykle spektakularne odkrycia (choć mam wrażenie, że większą frajdę z nich miał czytelnik niż sami bohaterowie, którzy niemal nie okazują emocji — może poza pilotem), jednak wnioski, do jakich dochodzą naukowcy, okazują się być prawdziwie... przerażające.

Lem ma niesamowity dar wplatania w fantastycznonaukową rozprawę niezwykle refleksyjnych przemyśleń i choć w Astronautach grzęzną one w cieniu naukowych objaśnień oraz imponujących opisów tworów pozaziemskiej cywilizacji (powaliły mnie one na łopatki — mistrzowska wyobraźnia!), to w książce można wyłapać szczególne wypowiedzi, które nadają jej głębszego charakteru. Ten filozoficzny polot, mroczne przestrzenie Wenery, odkrycie zamierzeń tamtych istot... Mimo że wypowiadam się z pozycji laika w dziedzinie literatury science fiction, to jestem pod ogromnym wrażeniem Astronautów (a piszę to również jako wielbicielka powieści grozy). Myślę, że jest to dzieło warte poznania, choć pewnie zrewiduję własne wnioski po lekturach kolejnych, bardziej sztandarowych tytułów z dorobku Lema.

***
Lem Stanisław, Astronauci
,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017 (pierwsze wydanie 1951), s. 420.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwań czytelniczych:


Zajrzyj również tu:

0 komentarze