Druciarz Galaktyki | Philip K. Dick

"Bo nie ma spraw małych.
Tak jak nie ma małego życia."


Jeśli potraktować Druciarza Galaktyki całkiem poważnie, okazać się może, że trafiliśmy na niezłą filozoficzną gratkę, ukrytą pod płaszczem pokręconej historii z pogranicza science fiction i fantasy. Pękającą od metafor, kluczowych prawd, głębszej symboliki. Mamy przeciętnego człowieka (z dość nieprzeciętną profesją), który o swojej wyjątkowości dowiaduje się dopiero, gdy zostaje przeznaczony do wyższych celów. Mamy wielką misję i epokowy projekt. Nawiązania do chrześcijaństwa, literatury (Faust), odwiecznej walki dobra ze złem. Jakież ciekawe odnajdziemy tu analogie, jakaż bogata wydaje się być warstwa symboliczna mimo często absurdalnych i pozbawionych sensu wydarzeń. Pokiwamy głowami z uznaniem dla tego szalonego konceptu i może nawet zmieni on nasze życie... Tyle że Druciarz Galaktyki to tak naprawdę przyjemna, lekka i cudaczna, a do tego ponoć najzabawniejsza powieść w dorobku Philipa K. Dicka. Daliście się nabrać na ten filozoficzny bełkot? Nic dziwnego. Do pewnego momentu i ja czułam podniosłość sytuacji, fascynowała mnie ukryta pod wodą świątynia Heldskalla, zaskoczyła wszechobecna w tekście wieloznaczność. Czy Dick mnie oszukał, kiedy pod przykrywką doniosłej historii skrył zwyczajne, prowadzące donikąd bzdety, fantazyjny... żart?

Renowator ceramiki, Joe Fernwright, od dawna niepracujący już czynnie w zawodzie (na Ziemi nie ma czego naprawiać). Joe, którego jedyną rozrywką jest prowadzona telefonicznie Gra. Rozwiedziony, znudzony monotonią pozbawionej znaczenia egzystencji... Otóż ten Joe dostaje propozycję, która może zmienić wszystko, a zwłaszcza nadać sensu jego życiu oraz jego pracy. Na zlecenie tajemniczej istoty Glimmunga ma polecieć na Planetę Oracza, by tam pomóc innym wybrańcom przy wydobyciu legendarnej świątyni z odmętów mórz.

Brzmi niesamowicie, prawda? Druciarz Galaktyki Philipa K. Dicka rzeczywiście jest na swój sposób niesamowity i absolutnie nie czuję się oszukana, że wszystko to, co przyjmowałam z początku ze śmiertelną powagą, rozbiło się o mury nonsensu. Zgadzam się, że niektóre pomysły wydawały się tak bzdurne, że aż komiczne. Postać Glimmunga niesłychanie mnie bawiła. Podobnie jak rozmowy z mięczakiem, czy robot Willis. A jednak ci, którzy chcieliby doszukiwać się w Druciarzu Galaktyki ukrytych znaczeń, znajdą je, bo pod tą otoczką lekkiej kosmicznej fantastyki skrywa się przestrzeń do rozmyślań. Jeśli o mnie chodzi, Druciarz w żadnym wypadku nie przebił Ubika, ale ponownie narobił mi smaku na kolejne szalone powieści tego autora.

***
Dick Philip K., Druciarz Galaktyki, tłum. Jacek Spólny, Wydawnictwo Rebis, Poznań 2020, s. 232.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania czytelniczego:

Zajrzyj również tu:

0 komentarze