Amityville Horror | Jay Anson

"Wyglądało na to, że dziewczynka
prowadzi jakąś tajemniczą rozmowę
z kimś lub czymś, co miałoby się znajdować
pod kuchennym stołem." 


Zastanawiam się, czy są jeszcze fani opowieści o duchach i o nawiedzonych domach, którym nic nie mówi powyższy tytuł książki. Czy ktoś tutaj nie słyszał o Amityville? Podejrzewam, że nawet jeśli nie znacie szczegółów całej sprawy, to większość z Was kojarzy film Stuarta Rosenberga z 1979 roku (te muchy!), albo remake z 2005. A może wpadliście na historię Lutzów przy okazji zainteresowania Edem i Lorraine Warrenami, słynnymi demonologami, którzy zajmowali się przypadkiem opisanym w książce Jay'a Ansona? Ja sama tę historię znam z filmu (tego z '79), ale byłam ogromnie ciekawa, jak wypadł jej literacki pierwowzór. I tu właśnie mamy mały haczyk. Amityville Horror Jay'a Ansona nie jest typową powieścią grozy. To raczej chłodna, nieco reporterska relacja z przebiegu wydarzeń, jakie miały miejsce na Long Island, w domu przy Ocean Avenue 112 w latach 70. Jeśli spodziewacie się efektownych opisów scen, albo atmosfery samej posiadłości w Amityville, możecie się bardzo zawieść. Ci, którzy czekają na moment, w których "w końcu zacznie straszyć", również obejdą się smakiem. Książka jest do bólu równa. Każde zdarzenie przedstawione jest w podobnym tonie, niezależnie czy jest to zwyczajne wyjście do baru, czy... lewitowanie. Naturalnie ma to swoje plusy. Zdaje się, że ta pozycja nie miała na celu konwencjonalnie przestraszyć czytelnika, ale jak najrzetelniej opisać tamtą mroczną historię. I to jak najbardziej udało się Ansonowi (o ile Lutzowie... nie kłamali).

Jest rok 1975. Do imponującej rezydencji przy Ocean Avenue 112 w Amityville wprowadza się rodzina Lutzów (małżeństwo z trójką dzieci). Dom kupili w okazyjnej cenie, ponieważ rok temu doszło tam do makabrycznej zbrodni, kiedy to Ronald DeFeo zamordował całą swoją rodzinę. George i Kathy Lutz nie zrażają się jednak historią domu i powoli urządzają w nowym miejscu. Zapraszają do siebie zaprzyjaźnionego księdza Mancuso, który po wizycie u nich znacząco podupada na zdrowiu. Z czasem u Lutzów zaczynają dziać się niepokojące rzeczy, które zakrawają na miano paranormalnych.

Rodzina Lutzów przebywała w posiadłości w Amityville łącznie 28 dni i książka Jay'a Ansona jest ścisłą relacją z tego okresu. Możemy tylko domyślać się, jak bardzo byli zastraszeni, zwłaszcza gdy zrozumieli, że ich nowy dom prawdopodobnie jest nawiedzony. Jednak autor nie skupia się na ich emocjach, nie próbuje analizować nadnaturalnych wydarzeń jest to zaleta takiej reporterskiej narracji (pozostawia wiele wyobraźni), ale z drugiej strony nie robi również nic, aby prawdziwy horror, który przypuszczalnie miał tam miejsce, naprawdę przerażał. Jasne, straszyły mnie wypowiedzi małej Missy, która twierdziła, że rozmawia ze swoim niewidzialnym przyjacielem, ale sposób, w jaki Anson to wszystko przedstawił trochę mnie nużył. Jakoś do połowy książki czekałam na tę właściwą akcję. Na moment, w którym zostawimy suche fakty na rzecz żywych opisów. Myślę, że gdybym miała inne nastawienie do tej pozycji, nie czułabym się rozczarowana formą. W końcu Amityville Horror czytało mi się dobrze, a... jeszcze lepiej wypadły epilog i dwa posłowia ツ

***  
Anson Jay, Amityville Horror, tłum. Maciej Machała, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2019, s. 265.



Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:

Zajrzyj również tu:

0 komentarze