Całopalenie | Robert Marasco

"— To ten dom,
to ten niesamowity dom —
powiedziała na głos."


Dawno nie czytałam tak enigmatycznego i obłędnie klimatycznego klasycznego horroru, którego tematyka wydawać by się mogła jednak dość sztampowa. Nawiedzony dom, niewinna i niczego nieświadoma rodzina... Zanim powstało Całopalenie (wydane w 1973 roku) Shirley Jackson napisała słynny Nawiedzony dom na wzgórzu (1957 rok). Z kolei zamiast powieści Roberta Marasco, czyta się u nas raczej Lśnienie Stephena Kinga (bazujące na podobnym pomyśle), albo — jak w moim przypadku — mniej znany Dom czarów Jamesa Herberta. Całopalenie, którego akcja płynie dość powoli, a wydarzenia skupiają się głównie na przeżyciach dwójki głównych bohaterów, gdzie schematycznego straszenia (kroków na strychu, czy trzaskających drzwi) w zasadzie... nie ma, groza zaś pojawia się z początku jedynie między wierszami — to właśnie owo Całopalenie, które szczęśliwie doczekało się polskiego przekładu, to, moim skromnym zdaniem, prawdziwy majstersztyk gatunku i zupełnie inna strona opowieści o nawiedzonych domach.

Marian Rolfe, zmęczona ciasnym mieszkaniem na Brooklynie, postanawia namówić męża do wynajęcia na całe lato domu za miastem, gdzie mogliby odpocząć od miejskiego zgiełku. Oferta, jaką znajduje Marian, wydaje się bardzo atrakcyjna, zaś na miejscu okazuje się, że stara, zaniedbana posiadłość, pełna jednak niezwykłych antyków, zupełnie ją urzeka
. Nie odstraszają jej również ekscentryczni właściciele — starsze rodzeństwo Allardyce, jak i pewien dziwny obowiązek, którego najemcy mieliby się podjąć. I tak Marian, Ben oraz ich synek David, wraz z ciotką Elisabeth sprowadzają się do domu przy Shore Road 17. Marian z dnia na dzień coraz bardziej wciąga się w domowe prace, chcąc przywrócić posiadłości dawny blask. Zanosi również posiłki do starszej pani, nestorki rodu, której obecność w posiadłości owiana jest tajemnicą. Z czasem zaczynają dziać się niepokojące rzeczy, wzrasta również obsesja Marian na punkcie domu.

Całopalenie to niedosłowna, mroczna, ale i niezwykle barwna oraz sugestywna literatura grozy, która powinna spodobać się zarówno koneserom gatunku, jak i osobom, które liczą na coś więcej niż opisy skrzypiących podłóg, czy typową historię z duchami w tle. Całopalenie straszy w szczególny, wyrafinowany sposób, choć nie brakuje w nim elementów zwyczajnie przerażających (również tych wynikających z zachowań bohaterów). Cała atmosfera podszyta się tajemniczością, momentami ociera się o obłęd. Miałam wrażenie, że powieść wciąga mnie w swoje sidła, niemal hipnotyzuje, podobnie jak to miało miejsce w przypadku bohaterów i... Żeby nie zradzić zbyt wiele, mogę tylko zachęcić Was mocno do lektury.

***
Marasco Robert, Całopalenie, tłum. Bartosz Czartoryski, Wydawnictwo Vesper, Czerwonak 2020, s. 320.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze