Upiory znad trzęsawiska | Dominik Łuszczyński (cykl Strachociny #4)

"— O czym ty mówisz?  zapytał coraz bardziej przerażony Patryk.
  O upiorach!"

Mroczne bagna, wyłaniająca się zza drzew mgła i czarne upiory. Nie ukrywam, że bardzo cieszy mnie to, że kilka dni przed Halloween, w październiku  miesiącu duchów wróciłam do mojej ulubionej dziecięcej serii opowieści z dreszczykiem. Upiory znad trzęsawiska Dominika Łuszczyńskiego, z rewelacyjnymi ilustracjami Tomasza Kaczkowskiego, to najnowsza cześć cyklu Strachociny. Przygody czwórki młodych bohaterów potrafią wciągnąć również starszego odbiorcę (jestem tego przykładem!), a strachy, z którymi mierzą się Ula, Patryk, Damian i Antek, niejednokrotnie mrożą krew w żyłach. Jeśli ktoś czytał poprzednie części cyklu, poznał już pewnie Straszydlaka, Króla Szkieletorów oraz Widmowych motocyklistów. Jeżeli jednak nadal jesteście przed lekturą pozostałych książek, nie ma przeszkód, by zacząć od Upiorów znad trzęsawiska. Każda część to odrębna historia, i chociaż mamy tych samych, zaprzyjaźnionych bohaterów, za każdym razem straszna opowieść zaczyna się od nowa, momentalnie wciągając nas w wir wydarzeń.

Zbliża się koniec wakacji. Ula wraz z rodzicami i trójką przyjaciół ze szkoły wybierają się nad trzęsawiska, by nocować pod namiotami. Dziewczynka nie może otrząsnąć się jeszcze po nocnym koszmarze, a na miejscu obozowiska jej niejasne obawy okazują się całkiem zasadne. W lesie dzieje się coś niepokojącego. I to bardzo! Do tego jej rodzice gdzieś znikają, gdy zza drzew zaczyna unosić się groźna mgła. Ula wraz z Patrykiem, Damianem i Antkiem będą musieli zmierzyć się z czyhającym niebezpieczeństwem, które niekoniecznie jest tym, czym się wydaje. Jednak tym razem to Ula wie coś, co może wpłynąć na rozwiązanie upiornej zagadki.

Oswajanie strachów, niesamowita mroczna atmosfera, ale również siła przyjaźni, bezwarunkowej chęci pomocy oraz dziecięcej solidarności to ważne wyznaczniki tej, jak i pozostałych części cyklu Strachociny. Książki utrzymane są w przyjemnym, oldschoolowym stylu. Bohaterami są zwyczajne dzieciaki, nieskażone jeszcze wszechobecną cyfryzacją, spędzające wakacyjny czas raczej na czytaniu, biwakowaniu, wycieczkach rowerowych, nie zaś przed ekranem (co prawda nie wiemy dokładnie, w jakich czasach dzieje się akcja, ale fajne jest to, że Ula zamiast smartfonem, robi zdjęcia lustrzanką). Miasteczko, w którym mieszkają, skrywa niekończące się tajemnice, a za strachami, z którymi przychodzi im się mierzyć, zawsze stoi jakaś ciekawa historia.

Nie inaczej było w Upiorach znad trzęsawiska  chyba najbardziej nieprzewidywalnej i ekscytującej części Strachocin (szalony pomysł i niesamowite zakończenie!). Momentami naprawdę miałam gęsią skórkę, choć wierzyłam, że dzielni bohaterowie kolejny raz sobie poradzą. Ach, jak ja chciałabym czytać więcej takich książek i mam nadzieję, że gdy mój synek podrośnie, będę miała dla niego już całą półkę zapełnioną podobnymi tytułami. Dlatego chętnie spotkałabym jeszcze nieraz Ulę, Patryka, Damiana i Antka tym razem na szkolnych korytarzach, bo w Strachocinach kończą się wakacje, a jesień to przecież idealny czas na straszne opowieści.


***
Łuszczyński Dominik, Strachociny. Upiory znad trzęsawiska, il. Tomasz Kaczkowski, Wydawnictwo Mamania, Warszawa 2023, s. 128.

Zajrzyj również tu:

0 komentarze