Dziwna pogoda | Joe Hill

sierpniowej burzy, która za chwilę wybuchnie."
Człowiek z aparatem fotograficznym, mężczyzna z bronią. Śmiercionośny deszcz i chmura spełniająca życzenia. Gdybym miała opisać klimat tekstów Joego Hilla, dziwna pogoda byłaby w istocie trafnym określeniem. Jest tu sporo o zjawiskach pogodowych, ale i metaforycznie bywa dość burzliwie, nerwowo, niepewnie i kapryśnie. Bywa strasznie i surrealistycznie. A nawet sentymentalnie. Przede wszystkim jednak jest bardzo nierówno, choć to właśnie domena zbiorów opowiadań. Joe Hill ma swój specyficzny, świetnie wypracowany styl, nie można odmówić mu również niezwykłej wyobraźni. Cztery opowiadania zamieszczone w zbiorze Dziwna pogoda zdają się być dopracowane pod każdym względem i naprawdę robią duże wrażenie. Czy jest to jednak zawsze... dobre wrażenie, to już sprawa indywidualna.
Zdjęcie niesie ze sobą atmosferę upalnego amerykańskiego lata, jak i pewną dawkę szczególnej grozy. Dzieciaka, który pomaga swojej dawnej opiekunce, prześladuje dziwny facet z jeszcze dziwniejszym aparatem fotograficznym. W Naładowanym pojawia się wiele z początku niepowiązanych historii, które łączy jeden istotny motyw — broń palna. Wniebowzięty zaskakuje wątkiem science fiction. Główny bohater po awarii samolotu ląduje na... chmurze. Z kolei Deszcz sprowadza prawdziwy morderczy deszcz w postaci ostrych kolców spadających z nieba.
Dziwna była ta Dziwna pogoda. Zaczęła się doskonale, skończyła — dla mnie, rzecz jasna — kompletnym fiaskiem. Od pewnego momentu z coraz większym zażenowaniem i zniesmaczeniem brnęłam przez kolejne strony i choć zdaję sobie sprawę, że zbiory opowiadań rządzą się swoimi prawami, trudno było mi uwierzyć, że tak dobry początek przyniósł tak słaby finisz. Wchodząc w szczegóły, dwa pierwsze opowiadania były bardzo dobre, trzecie dostateczne, jednak ostatnie przeważyło szalę goryczy. Nie ujmuję Joemu Hillowi pomysłowości i rewelacyjnego warsztatu. Przesłania każdego opowiadania również były bardzo mocne i błyskotliwe. Do tego autor, jak sam przyznał w posłowiu, zostawił czytelnikowi samo "mięso", pominął zbędne lanie wody. Każdy szczegół każdego tekstu zdaje się tutaj znaczący i potrzebny. Kwestią sporną może być wyłącznie to, co się komu podoba. Dla mnie niektóre rzeczy były nie do zaakceptowania, albo zwyczajnie okazały się nie w moim guście.
Zdjęcie niesie ze sobą atmosferę upalnego amerykańskiego lata, jak i pewną dawkę szczególnej grozy. Dzieciaka, który pomaga swojej dawnej opiekunce, prześladuje dziwny facet z jeszcze dziwniejszym aparatem fotograficznym. W Naładowanym pojawia się wiele z początku niepowiązanych historii, które łączy jeden istotny motyw — broń palna. Wniebowzięty zaskakuje wątkiem science fiction. Główny bohater po awarii samolotu ląduje na... chmurze. Z kolei Deszcz sprowadza prawdziwy morderczy deszcz w postaci ostrych kolców spadających z nieba.
Dziwna była ta Dziwna pogoda. Zaczęła się doskonale, skończyła — dla mnie, rzecz jasna — kompletnym fiaskiem. Od pewnego momentu z coraz większym zażenowaniem i zniesmaczeniem brnęłam przez kolejne strony i choć zdaję sobie sprawę, że zbiory opowiadań rządzą się swoimi prawami, trudno było mi uwierzyć, że tak dobry początek przyniósł tak słaby finisz. Wchodząc w szczegóły, dwa pierwsze opowiadania były bardzo dobre, trzecie dostateczne, jednak ostatnie przeważyło szalę goryczy. Nie ujmuję Joemu Hillowi pomysłowości i rewelacyjnego warsztatu. Przesłania każdego opowiadania również były bardzo mocne i błyskotliwe. Do tego autor, jak sam przyznał w posłowiu, zostawił czytelnikowi samo "mięso", pominął zbędne lanie wody. Każdy szczegół każdego tekstu zdaje się tutaj znaczący i potrzebny. Kwestią sporną może być wyłącznie to, co się komu podoba. Dla mnie niektóre rzeczy były nie do zaakceptowania, albo zwyczajnie okazały się nie w moim guście.
***
Hill Joe, Dziwna pogoda, tłum. Marta Guzowska, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2018, s. 510.
0 comments